piątek, 24 czerwca 2022

A życie toczy się dalej

Pięć lat... Pięć lat mnie tu nie było. Miniony czas ostatnio wizualizuję sobie wiekiem dziecka. Taki pięcioletni człowieczek to już całkiem kumate stworzenie. Pogadać można, w miarę ogarnia jak je o coś poprosisz. Więc wyobraźcie sobie, że takie dziecko teraz przed wami stoi, tyle czasu się nie widzieliśmy. Żeby mnie nikt źle nie zrozumiał - nie mam dziecka, dalej jestem sama i chyba w najbliższym czasie to się nie zmieni. 
Ale co się stało, że się tu pojawiłam? Poczułam jakąś taką przemożną potrzebę wyrzucenia w Internet swoich myśli, niczym butelkę z listem w morze. Dużo się ostatnio dzieje. Jestem na trzecim roku studiów licencjackich. Ale złapało mnie jakieś takie zniechęcenie, brak wiary w to, że je skończę. Nie wyrobiłam się z napisaniem pracy końcowej i będę się bronić w drugim terminie. Przede mną egzaminy z hiszpańskiego, do których nie czuję się przygotowana i okropnie się ich boję. Już teraz czuję porażkę, w głowie mam myślenie, że niczego nie zdam, że te 3 lata pójdą w plecy. Czuję się porażką... Czuję, że nic nie osiągnęłam w życiu. Że jestem tylko cieniem, małoznaczącym dodatkiem, podmuchem wiatru. Że moje istnienie jest nikomu niepotrzebne. Przez takie myślenie każdy mój wysiłek wydaje się bez sensu. I chociaż mam w sercu nadzieję na lepsze jutro, ten czas teraźniejszy i przeszły wydaje mi się na tyle beznadziejny, że przyszły traci na znaczeniu. 
 Nic by się nie stało, jakbym zniknęła. 
Wraca ta ja z gimnazjum. Ale nie chcę jej widzieć. Nie chcę tamtej Nel. Ale coraz częściej mnie nawiedza, coraz częściej puka w drzwi mojego umysłu... Chyba jestem zbyt egoistyczna w swoim myśleniu. Potrzebuję ciągłego potwierdzania swojej wartości. Dlaczego? Może dlatego, że w najważniejszym okresie swojego rozwoju byłam odrzucona przez część swojego otoczenia i to ze mną zostało. Teraz każde krzywe spojrzenie sprawia, że zaczynam myśleć, że coś jest nie tak we mnie. A przecież takie sytuacje często są przypadkowe, ta osoba wcale nic do mnie nie ma. Och, takie myślenie jest okropnie niezdrowe, wiem. 
 Jeszcze jedna rzecz. Poszłam dzisiaj na spacer, bo chciałam sfotografować maki. Ale kiedy już dotarłam do miejsca docelowego maków już nie było. Widziałam je w poniedziałek, dzisiaj jest czwartek. Maki kwitnął często tylko kilka dni, a niektóre nawet jeden dzień. To przypomniało mi, jak bardzo trzeba korzystać z każdej chwili, wykorzystywać każdy moment naszego życia. Jeśli widzisz coś pięknego, zrób temu zdjęcie. Jeśli czujeś jakąś emocję, daj sobie czas ją przeżyć. Jeśli czujesz potrzebę zrobienia czegoś, po prostu to zrób. Nie marnuj czasu. Jeśli odłożysz to na później, za chwilę prawdopodobnie nie będziesz mieć możliwości tego zrobić. Czas jest niezwykle cenny, muszę się tego nauczyć. 
O, i tak od marudzenia, że nie mam ochoty na nic, że mogłabym nie istnieć przechodzę do mobilizowania do działania. Ale właśnie takie sprzeczne emocje we mnie siedzą. Chcę coś robić, ale też coś mnie blokuje. Chcę czerpać radość z życia, a jednocześnie najchętniej leżałabym na podłodze, gapiąc się w sufit. Jestem sprzecznością. Jestem Agatą, jestem Nel i jestem Agatą Nel. Więc chociaż mam 24 lata, to dalej nie wiem, kim jestem. 

 Ściskam mocno, [Agata] Nel 

PS. Pewnie tego nikt nie przeczyta, ale publikuję to bardziej dla siebie niż dla kogoś.

niedziela, 30 kwietnia 2017

"Nic się nie dzieje, wszystko się zdarza."

   Liceum przeminęło. Nawet nie wiem, kiedy. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to były najlepsze lata mojego życia i bardzo chętnie przeżyłabym je jeszcze raz.
   Nie jestem osobą, która łatwo przyzwyczaja się do zmian. Bardzo często wspominam to, co się wydarzyło. Jestem typem "wspominajki", tak to nazywam. Czasem bywa to aż nazbyt uciążliwe, bo zamiast skupiać się na tym, co przede mną, myślami wędruję gdzieś za siebie, odtwarzam momenty, rozpamiętuję. Ale to nie to jest w tym wszystkim najgorsze. Najgorsze jest układanie alternatywnych scenariuszy własnego życia. "A co by było, gdyby...? Mogłam zrobić to inaczej... Dlaczego ja to powiedziałam/zrobiłam?"
   W liceum nauczyłam się pewnej bardzo ważnej rzeczy - nie oceniaj ludzi zbyt szybko. Nie twórz sobie w głowie ich wizerunku. Nawet nie wiesz, jak szybko sama możesz się zmienić. Szkoda, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz, kiedy mój czas w tej szkole dobiegł końca. Naprawdę polubiłam to miejsce. Jeśli ktoś z moich znajomych to teraz czyta - zwracam się bezpośrednio do Ciebie. Przywiązałam się. Naprawdę Cię polubiłam. Nie wiem, kim jesteś, ale Cię lubię. Takim, jaki jesteś. I przepraszam, jeśli kiedyś Cię zraniłam. Oceniłam. Próbowałam zmienić po swojemu.
   Tak bardzo chciałabym rozegrać to wszystko jeszcze raz. Ale człowiek uczy się na błędach. To przykre. Zazdroszczę ludziom, którzy potrafią podejmować szybkie i dobre decyzje. Ja, zanim na coś się zdecyduję, muszę to baaardzo długo przemyśleć. A koniec końców i tak podejmę niewłaściwą decyzję.
   Korzystajcie z życia. Cieszcie się nim. Cieszcie się ludźmi, którzy są dookoła Was. Na koniec dojdziecie do wniosku, że jednak było fajnie, ale mogło być lepiej. Że jednak nie skorzystaliście ze wszystkiego w pełni, tak jak chcieliście. Wtedy niestety będzie już za późno. Wszyscy się rozchodzą. A my zostajemy sami ze swoimi wspomnieniami. Dołóżmy starań, by były one jak najlepsze, żebyśmy mogli patrzeć na stare zdjęcia z uśmiechem, a nie płacząc. Chyba, że będą to łzy szczęścia i radości.

Ściskam mocno,
Nel.

poniedziałek, 27 lutego 2017

problemy

     Każdy z nas ma swoje problemy. Nie jest to żadnym wiekopomnym odkryciem. To raczej stwierdzenie ogólnie znanego faktu.
    Ale wiecie, co najbardziej mnie boli, przeraża, zasmuca? Ocenianie problemów przez osoby postronne. Najgorsze jest to, że każdy z nas to ma. Mówiąc każdy mam na myśli Ciebie, siebie, Twoją koleżankę, kolegę czy kogokolwiek z Twojego otoczenia. Lubimy szufladkować i często robimy to całkowicie nieświadomie. To jest straszne, naprawdę.  Schody zaczynają się wtedy, gdy dostrzegamy nasz błąd. Gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, jacy potrafimy być niesprawiedliwi. Ocenić jest niesamowicie łatwo. Naszyć na kogoś jakąś łatkę. Zepchnąć go w krąg ludzi naznaczonych przez nas samych. A nie lubimy przyznawać się do błędów, oj nie. To godzi w nasze ego. Przecież jesteśmy wszechwiedzący. Jak to mogliśmy się mylić?
    A właśnie mogliśmy. Nie znamy sytuacji. Nie znamy wszystkich stron. Nie znamy uczuć. Więc nie oceniajmy. Albo przynajmniej nie oczerniajmy publicznie, w rozmowach. Zatrzymajmy nasze wnioski dla siebie. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich.
    Nie próbujmy też wpływać zbytnio na decyzje innych. Upartość może tak zapiec człowieka, że nawet mimo naszych kazań, on i tak nie zmieni zdania. A może potem nawet powie, że byliśmy tyranami. Z drugiej strony przecież nie możemy stać bezczynnie i patrzeć, jak ktoś nam bardzo bliski pcha się w jakieś głębokie bagno!
    Bądźmy obok niej. Po prostu bądźmy. Czasem nasza obecność może znaczyć o wiele więcej, niż proponowanie rozwiązania problemu. Jeśli jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, będziemy wiedzieć jak postąpić w każdej indywidualnej sytuacji. Obserwujmy, ale nie szufladkujmy. Bądźmy, ale nie narzucajmy się. Ważne, żeby druga osoba zawsze czuła, że może na nas liczyć.
    A co jeśli ktoś do tej pory nam bliski odwraca się od nas, a potem słyszymy, że to my byliśmy ci najgorsi? Może nie będzie to praktyczne, co teraz powiem, ale odpuśćmy. Jeśli ktoś nie dostrzegał naszych starań to znaczy, że nie był nas wart. Ciężko jest mi to teraz pisać, bo poznanie różnych stron może sprawić, że czujemy się zagubieni w ocenie rzeczywistości.
    Wszystko jest kwestią umysłu. Jeśli włączymy tryb dostrzegania tylko złych momentów, tylko takie będziemy widzieć. Ale jeśli pozwolimy sobie na dostrzeżenie różnych aspektów może nie będzie nam łatwiej, ale z pewnością wyjdzie nam to na dobre.

Ściskam mocno,
Nel

PS. Trudno jest pisać, kiedy ma się milion myśli na minutę, a próbuje zebrać to wszystko w jakąś spójną, sensowną całość. 

sobota, 25 lutego 2017

powroty

   Doszłam do wniosku, że w życiu najlepiej wychodzą mi powroty, nagłe wejścia smoka, pojawianie się znikąd. Po prostu zjawianie się.
   I tak oto zjawiam się na tym blogu po ponad 2 latach od mojej ostatniej obecności. Wtedy byłam w pierwszej klasie liceum, teraz na karku mam maturę. Może trochę wydoroślałam, zmieniłam sposób patrzenia na różne sprawy. Nawet po przeczytaniu moich ostatnich postów stwierdziłam, że nie do końca zgadzam się z tym co wtedy nagryzmoliłam. Ale w tamtym czasie to było moje, moje osobiste przemyślenia, wnioski, odczucia. 
   Przestałam lubić tematyczne opisywanie różnych spraw. Mój blog nazywa się "pomiędzy myślami", więc pozwolę, by te pomiędzymyśli wychodziły ze mnie lekko. Próbowałam pisać tematycznie. W wersji roboczej mam jakieś 5 postów, których już nigdy nie opublikuję. Doszłam do pewnego ładu z samą sobą i odkryłam, że nie potrafię się przymusić do pisania. To powinno wypływać ze mnie w niewymuszony sposób. 
   Dlatego zmienię teraz niego sposób pisania postów. Będą to naprawdę moje myśli, które pojawiają się we mnie wśród różnych życiowych zdarzeń. Spostrzeżenia, którymi chcę się dzielić ze światem, ale nie w taki ekspansywny sposób. Lepiej jak spiszę je tutaj, niż będę nimi zasypywać ludzi z mojego otoczenia, których może to nie interesować. Mój ekstrawertyczny introwertyk będzie się wypowiadał tutaj, opowiadając o poważnych rzeczach. Ekstrawertyk w życiu realnym wspomni o błahych sprawach. A introwertyk w prywatnym notesiku opisze wszystkie wewnętrzne emocje. I każdy znajdzie swoje miejsce. 
   To chyba tyle jak na pierwszy post. Będę tu wracać, ale tak nagle, jak mam w zwyczaju. Nie będę obiecywać, że wrócę tu na przykład za tydzień, bo to się nigdy nie udaje. Wrócę tu, kiedy będzie taka potrzeba.

Ściskam mocno,
Nel.

sobota, 22 listopada 2014

Filozoficzna rozprawa o porach roku.

Pory roku. Czym są?
Małe dziecko powie, że to takie cztery panie, które przychodzą w odpowiednich momentach w roku, przynosząc ze sobą koszyczek wypełniony różnymi przedmiotami odpowiadającymi ich mocy (może nie dosłownie w ten sposób powiedzą, ale coś w tym stylu). Nieco starsza osoba powie, że to okresy czasu w ciągu roku, które odróżniają się od siebie różnymi cechami, np. temperaturą, krajobrazem. Ale czy pory roku to tylko jakieś ustalone określenia, pomagające nam opisać przestrzeń czasową? Według mnie nie. W prawie każdej rzeczy czy zjawisku staram się dostrzec jakieś głębsze znaczenie. Więc teraz skupię się na mojej interpretacji pór roku.

WIOSNA


To moja ulubiona pora roku, z dwóch powodów - narodziłam się, kiedy trwała oraz dlatego, że kojarzy mi się z odradzaniem. Jest kilka rzeczy [zjawisk], które kojarzą mi się właśnie z moim drugim powodem lubienia wiosny - wszystkie wschody (Słońca, Księżyca), kiedy kwiatek rozkładała płatki po nocy itd. Wiosna jest odrodzeniem - po mroźnej zimie, kiedy wszystko pozostaje w spoczynku, nagle rodzi się i rozkwita. Uwielbiam ten czas, kiedy pojawiają się pierwsze pąki na drzewach, trawa robi się coraz bardziej zielona. W lesie coraz więcej ptaków odśpiewuje swoje pieśni, coraz więcej drzew wita nas świeżymi listkami. To wszystko jest takie piękne i zarazem niesamowite. Każda wiosna przynosi ze sobą coś nowego, powiew świeżości, radości. Napawa pozytywami, daje nadzieję na lepsze jutro.

LATO


Pewnie większości lato kojarzy się z wakacjami i odpoczynkiem. Mi po części też, jednak bardziej przypomina mi o paskudnym cieple (Nienawidzę, kiedy termometry wskazują więcej niż 30 stopni, męczę się!), spalonych plecach i ciągłym pytaniu mnie przez innych, dlaczego siedzę w domu, bo przecież jestem taka blada (Ale ja naprawdę staram się opalić, serio! Co z tego, że godzinami siedzę na słońcu, robię się piekielnie czerwona, a potem przez kilka tygodni złazi ze mnie skóra i nici z mojego opalania?). Lato to dla mnie trwanie, ale jednocześnie odczuwanie radości z istnienia. Wakacje są czasem, który staramy się wykorzystać w jak najlepszy sposób, wyjeżdżając na wycieczki czy spędzając czas z przyjaciółmi. Porównując je do ludzkiego życia można powiedzieć, że jest to okres nastoletni.

JESIEŃ


"BUUU! DLACZEGO TU NIE MA PIĘKNEGO OBRAZKA Z KOLOROWYMI LIŚĆMI?????/???/??!!!1!!!!11!!" Bo tak. Bo nie lubię jesieni. 
Pewnie nasuwa Wam się pytanie, WHY, PRZECIEŻ JEST TAKA PIĘKNA! Dobra, zgodzę się, że pierwsze kilka tygodni jest piękne - świeci słońce, robi się kolorowo, drzewa przybierają piękne barwy i idąc przez park czy las nasze oczy odbierają miłe bodźce. Można ten okres przyrównać do wstąpienia w dorosłość i późniejszą radość z niej - czujemy się tacy dojrzali, cieszymy się z doświadczenia życiowego. Jednak potem liście opadają i przychodzi szara rzeczywistość. Zaczyna się słota, wszystko robi się nieprzyjemnie ciemne, dopada nas depresja, coraz gorzej się czujemy. Coś nam umyka, coś odchodzi. Jesień głównie kojarzy mi się z przemijaniem - widzimy, że wszystko zaczyna podupadać i jesteśmy zrozpaczeni, bo nie możemy nic z tym zrobić, jesteśmy bezradni. Podobne skojarzenie mam z zachodem słońca i morzem. Więc jak mi ktoś kiedyś wręczy obrazek z jesiennym zachodem słońca nad morzem to chyba zabiję.

ZIMA


Przychodzi Królowa Śniegu i obsypuje świat białym puchem. Wszystko zasypia. Może dla niektórych zima jest smutnym okresem, bo w końcu umarło coś, co jesienią tak bardzo się męczyło. Ale dla mnie w gruncie rzeczy ta pora roku jest bardzo przyjemna. Po tym, jak cały świat płakał w czasie poprzednich miesięcy, tak teraz ogarnął go błogi spokój i pozwolił odpocząć. Wszystko jest w spoczynku, cieszy się oddechem. Po prostu śpi. Ale jednocześnie ma się tą świadomość, że niedługo się obudzi, odrodzi, bo nadejdzie Pani Wiosna i swoim wesołym śmiechem zaklętym w śpiewie ptaków i płatkach kwiatów podniesie świat z łóżka i strzepnie z powiek resztki snu.

- - -

Dziękuję wszystkim, którzy zainteresowali się moim blogiem. Każdy komentarz pobudza mnie do dalszej pracy, nawet negatywny (Dzięki nim wiem, nad czym powinnam popracować. Ale nie każda krytyka tak działa - musi być konstruktywna i zawierać argumenty, nie być tylko hejtowaniem). 
Mam też pewną prośbę do czytelników - jeśli się Wam coś nie podoba w moim rozumowaniu, jeśli uważacie, że pewne strawy może są widziane przeze mnie w niezbyt poprawny sposób, PROSZĘ, powiedzcie mi o tym, a nie dąsacie się i staracie omijać szerokim łukiem. 

Ściskam mocno,
Nel.

czwartek, 30 października 2014

Gdzie ci mężczyźni?

Idę ulicą i mijam chłopaków w obcisłych rurkach, z grzyweczką, często wystylizowanych bardziej dokładnie ode mnie. Muszę stać w autobusie (jak ta starsza kobieta i jeszcze kilka dziewczyn w moim wieku), bo grupka chłopaczków rozsiadła się na wolnych miejscach, wesoło sobie gaworzą i raczej nie mają zamiaru zwolnić siedzeń. Wchodząc do szkoły muszę sobie otworzyć drzwi, bo ten knypek przede mną je za sobą zamknął i miał gdzieś, że szłam za nim. Nauczycielka otwiera drzwi do klasy, a przede mną władowuje się banda wyższych ode mnie o głowę "mężczyzn", o mało co nie rozpłaszczając mnie na ziemi. Czy jestem za mało kobieca i pomylili mnie z chłopakiem czy może za niska i mnie nie widać? Ktoś musi wytrzeć tablicę. Dyżurnymi są chłopak i dziewczyna. Chłopak mówi "Wiktoria, idź wytrzeć", a mnie aż skręca. Zadaję sobie jedno pytanie, niby proste w swojej formie, a jednocześnie tak trudne, by na nie wprost odpowiedzieć: Gdzie ci mężczyźni?
Oglądając filmy czy nawet rozmawiając z osobami kilkanaście/kilkadziesiąt lat ode mnie starszymi, w głowie tworzy mi się taki obraz mężczyzny - uprzejmy, szarmancki, szlachetny, gentleman, z szacunkiem traktujący kobiety. Facet to był facet! Świadomy swojej męskości, a jednocześnie nieprzepełniony egoistycznym podejściem do wszystkiego. A teraz? Cóż... Może pozostały jakieś jednostki, ale to już gatunek na wymarciu. Teraz "mężczyzna" chodzi w rurkach i kobieta też. Wynika to z powodu zniewieściałości facetów czy może z ruchu feministycznego? Myślę, że to pierwsze. W mojej teorii tak duży procent kobiet deklarujących się jako feministki wynika z tego, że kobiety podświadomie starają się załatać dziurę powstałą wskutek zaniku PRAWDZIWYCH mężczyzn i same przejmują pewne cechy męskie. (Dodam, że sądzę, iż feminizm kończy się wtedy, kiedy trzeba wnieść wersalkę na czwarte piętro.) 
Ale cóż my możemy, pojedyncze robaczki, które starają się naprawić mocno spaczony obraz mężczyzny we współczesnym świecie?
Bez godności, honoru używają głupich, utartych stwierdzeń, niby coś mówią, ale te ich wypowiedzi można zebrać do worka i wywalić, bo nic szczególnego nie wnoszą. 
Zanikło też takie hm... zafascynowanie kobietą. Teraz jest tak - albo zwracają na dziewczynę uwagę w bardzo chamski sposób, wykrzykując "Hej, ale fajny masz tyłek!", gapiąc się na piersi, albo wcale nie zabiegają, oczy spuszczone i to dziewczyna musi zabiegać. No błagam, ręce opadają. Mam wrażenie, że współczesnym chłopakom brakuje odwagi i szarmanckości. Puste chamy. Ręka swędzi i trzeba się powstrzymywać, żeby takim nie przywalić w twarz. Może zbyt pewni siebie? Niby tacy bogowie, herosy, ale ich ego jest tak paskudnie przerośnięte, że nawet z nimi nie pogadasz, bo przecież mądrzy się taki, przekonany, że jest panem. Gdzie zniknęła uprzejmość? Gdzie zniknęła prawdziwa męskość? Czy wszyscy mężczyźni już wyginęli? A jeśli nie, to gdzie ich można znaleźć? Jeśli wiecie, to powiedzcie mi, bo jako osoba heteroseksualna nie mam zamiaru żyć ze zniewieściałym chłopaczkiem.
Pięknym podsumowaniem tego posta będzie piosenka pani Danuty Rinn, która w genialny sposób opisuje współczesny obraz faceta. Ale skoro już wtedy ona szukała tych prawdziwych mężczyzn (rok 1975), to znaczy, że teraz została ich garstka! D:



A co Wy myślicie na ten temat? Zachęcam do komentowania i podsyłania mi tematów na kolejne posty!

Ściskam mocno,
Nel.

POSTEM NIE CHCIAŁAM NIKOGO OBRAZIĆ. JEŚLI KTOŚ POCZUŁ SIĘ URAŻONY, TO PRZEPRASZAM BARDZO. W RAMACH PRZEPROSIN MOGĘ CI KUPIĆ MILKYWAY'A. :)

środa, 29 października 2014

Post ogranizacyjny

Witam serdecznie na moim blogu! 

Jeśli komuś nie chciało się czytać opisu o mojej małej (Chyba mogę użyć tego określenia... W końcu mam tylko 160 cm wzrostu.) osobie, to przynajmniej w części go to nie ominie.
Cześć, na wirtualne potrzeby przybieram imię Nel. Mogę się szczycić tym pseudonimem tylko i wyłącznie w tej globalnej sieci, bo w realnym życiu nikt się tak do mnie nie zwraca... Ale nie ubolewam nad tym zbytnio, bo całkiem lubię imię nadane mi przez rodziców. :) Obecnie uczęszczam do pierwszej klasy liceum, więc jeszcze nie zostałam zakwalifikowana do konkretnego rozszerzenia, ale od przyszłego roku (jeśli nic się nie zmieni) będziecie mogli mówić mi, że po humanie będę pracować w znanym fast-foodzie. Żeby za bardzo nie zamęczać Was moją [skromną] osobą, przejdę już do oznajmienia, co będę publikować na blogu.
Jak sama nazwa wskazuje, planuję, aby ten blog był liryczny i humorystyczny. Skupię się na opisach, wywodach słownych, laniu wody, ale wszystko w taki sposób, aby w moich wypowiedziach znalazła się chociaż szczypta humoru. Ale od razu podkreślę, że nie wszystkie tematy będą wywoływały u Was salwy śmiechu. Chcę nie tylko Was rozbawić, ale i czegoś nauczyć, przekazać własne idee i spostrzeżenia, nie zawsze w sposób beztroski i wesoły. Spodziewajcie się, że czasem pojawią się tutaj posty na bardzo poważne tematy.
Oprócz czczych wywodów znajdą się tutaj też recenzje filmów, książek, płyt muzycznych. Ogólnie - bardzo kulturalne i kulturowe miejsce w odmętach pełnego kotów internetu.
Mam też pewne zamierzenie (ach, ale to oficjalnie brzmi!). Bardzo bym chciała nawiązać z Wami kontakt. Nie mam zamiaru narzucać Wam tematów, podstawiać pod nos zamknięte schematy, które macie przełknąć bądź wypluć. Zachęcam do żywej dyskusji pod postami, oczywiście ja również będę się tam udzielać. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście pytali mnie, jakie mam zdanie w pewnych kwestiach, żebyście podrzucali mi tematy do postów (w komentarzach, na maila czy GG). Bardzo ułatwi mi to pracę, bo nie zawsze wiem, o czym chcę pisać.
To chyba tyle jak na razie ze spraw organizacyjnych. Już teraz możecie podrzucić mi jakieś tematy, chętnie je poprzeglądam i może któryś z nich wybiorę.
Niedługo pojawi się pierwszy post tematyczny, więc STAY TUNED!

Ściskam mocno,
Nel.